- Wiele niekorzystnych efektów zmian klimatycznych dotyczy zjawisk pogodowych. Mam tu na myśli coraz częstsze i gwałtowniejsze opady deszczu przeplatane długimi okresami suszy, potężne burze, coraz więcej dni z wichurami i gradobiciami. „Pogoda na sterydach” to już w tej chwili nie pojedyncze incydenty, ale w zasadzie regularnie i często występujące historie. Anomalie stały się niemalże codziennością. Oddziaływanie tych wydarzeń na naszą cywilizację widać nad wyraz dobrze: potężne powodzie, upały, wichury, gradobicia rujnują ludziom ich siedziby i mają wpływ na ekonomię na poziomie państw i kontynentów. Przecież duże kwoty odszkodowań wypłaca państwo ze swojego budżetu, czyli też z naszych pieniędzy. Świadomi ekonomiści i bankowcy boją się zapaści firm ubezpieczeniowych z powodu konieczności wypłat olbrzymich odszkodowań za skutki wielkoskalowych gwałtownych zjawisk pogodowych. Jeśli upadną koncerny ubezpieczeniowe, może się też załamać światowa gospodarka. Nie tylko jednak ludzie doświadczają skutków tzw. zrównoważonego rozwoju. Zmieniający się klimat, który powoduje u nas wzrost średniorocznych temperatur, w znaczący sposób wpływa na świat przyrody. Wydłużył się okres wegetacji, co powinno nas cieszyć, ale w związku z bezprecedensowym w dziejach naszego gatunku tempem świat roślin nie jest w stanie wykorzystać tego zjawiska. Badania pokazały, że pomimo wzrostu stężenia CO2 w atmosferze drzewa i inne rośliny zaczynają produkować mniej tlenu, niż można by się spodziewać. Tak samo negatywnie na proces fotosyntez wpływa temperatura – im goręcej tym rośliny produkują mniej tlenu. Co do rosnącego poziomu CO2 (gaz cieplarniany) w kontekście fotosyntezy to niewiele osób zdaje sobie sprawę, że ok 70% tego pierwiastka produkowane jest przez fitoplankton oceaniczny. W związku z tym, że to właśnie morza i oceany pochłaniały do tej pory najwięcej tego związku, bardzo wzrosło ich zakwaszenie co powoduje, że drobnych glonów produkujących tlen jest mniej. A stężenie CO2 w miastach ciągle rośnie długimi okresami, dochodząc do 1000 Pmm – proszę sprawdzić, jaki ma to wpływ na ludzki układ nerwowy. Zażartuję, że jeśli ktoś się czuje palmą albo paprotką bać się nie musi.
- Czy mógłby Pan podać jakieś przykłady, na których konkretnie widać te zmiany?
- Na naszym lokalnym podwórku także widać galopujące zmiany choćby w lasach otaczających Gogolin, czy Krapkowice. Brak równomiernie rozłożonych w skali roku opadów wpływa negatywnie na kondycję uważanych do tej pory za najodporniejsze gatunki lasotwórcze, jakimi są sosna czy brzoza. Objawem pogorszonej kondycji sosny jest jemioła, która jest półpasożytem, a jej nadmierny rozwój wykańcza osłabione suszą drzewa. Kto z dzisiejszych 40 czy 50-latków pamięta ze swego dzieciństwa jemioły na sosnach? Teraz w okolicznych lasach jest jej mnóstwo. Także drzewa liściaste cierpią wskutek wzrastających temperatur sprzyjających przychodzącym z południa owadom, grzybom i innym patogenom. Przez rosnące temperatury buki i dęby zmieniły cykl rozwojowy – produkują nasiona częściej, ale w dużo mniejszych ilościach i gorszej jakości co wpływa na ilość organizmów żywiących się nimi i dalszy łańcuch pokarmowy. Zaburza to funkcjonowanie leśnych ekosystemów, a co ciekawe ma też realne znaczenie dla nas ludzi, bo zwiększa się ilość kleszczy, a zatem i występowanie chorób przez nie przenoszonych. Kornika drukarza do tej pory kojarzyliśmy z drzewami iglastymi, a okazuje się, że ekspansję niedawno rozpoczął kornik ostrozębny żerujący na drzewach liściastych. Bardzo dużym zagrożeniem dla naszej fauny są skutki suszy, szczególnie kiedy zdarza się wiosną – brak wody ma wpływ na szybkie wymieranie płazów, które nie mogą skutecznie zakończyć cyklu rozwojowego. A pamiętajmy, że to m.in. one redukują komary (zjadają ich larwy), za którymi raczej nie przepadamy. Wraz z ociepleniem pojawiają się nowe zagrożenia dotyczące znikających cieków wodnych i rzek zatem żyjących w nich ryb i innych organizmów. Brak śniegu zimą w połączeniu z nieregularnymi opadami deszczu powinien w nas budzić obawy i kazać nam rozpocząć prace nad gromadzeniem wody, a nie jej pozbywaniem się. Rosnąca siła wiatrów powoduje erozję i wyjaławianie gleb. Takie same skutki niosą nawalne opady – nasze uprawy będą wymagały coraz większej ilości chemii, co z kolei spowoduje wzmożone wyniszczanie resztek populacji owadów szczególnie tych zapylających. Jest jeszcze kilka innych aspektów związanych z pojawianiem się nowych patogenów i szkodników, ale to już może kiedy indziej. Nazwałbym ten proces takim samonapędzającym się łańcuszkiem nieszczęścia.
- A są może jakieś pozytywne efekty zmian klimatycznych?
- Do tej pory wymieniłem głównie negatywne skutki „globcia”, jak slangowo nazywa się efekt cieplarniany. Są jednakowoż pozytywne jego efekty; np. zimy są coraz cieplejsze, w związku z tym mniej wydajemy na ogrzewanie. Co do naszych ekosystemów to w miejsce ustępujących gatunków zimno i wilgociolubnych pojawiają się nowi przybysze z południa Europy. Wspomnę o najbardziej spektakularnych przykładach takich gatunków jak: szakal złocisty, żołna, modliszka, zadrzechnia (czarna pszczoła) i wiele innych drobnych zwierząt. Niby powinniśmy się cieszyć z tego, że pojawiają się nowi przybysze, ale z drugiej strony świat nauki ostrzega, że łańcuch skomplikowanych i kruchych zależności w często niewielkich i mocno zniszczonych przez człowieka ekosystemach może na tym ucierpieć. Dotyczy to np. związku z przyśpieszonym okresem wegetacji i żerujących na roślinach owadów, którymi żywią się z kolei ptaki. Tylko, że ptaki nie potrafią się aż tak szybko do tych terminów dostosować, co powoduje, iż dostęp do owadów stanowiących pokarm dla piskląt jest mocno problematyczny, bo ich ofiary już zdążyły zakończyć swój proces rozwojowy. Takich nieoczywistych i trudnych do zauważenia przez laików zjawisk ekolodzy opisują coraz więcej, zatem ostrożnie z optymizmem nad „ciepełkiem”. Wbrew przypuszczeniom „klimatosceptyków” w centralnej Europie w najbliższym czasie egzotycznych roślin uprawiać na masową skalę nie będziemy, bo to, że zimy są coraz łagodniejsze nie znaczy, że epizodów arktycznej aury przestaniemy zupełnie doświadczać.
- Bardzo często patrzy Pan naszej władzy na ręce. Nie boi się Pan krytykować samorządowców i urzędników, którzy czasami podejmują decyzje niemające nic wspólnego z ochroną środowiska. A zatem w jaki sposób polityka samorządowa (ale i rządowa) może wspierać walkę ze zmianami klimatycznymi?
- Z moich obserwacji wynika, że pozytywne zmiany są w naszej przestrzeni widoczne: akcje edukacyjne, walka ze smogiem, sprzątanie otoczenia, sadzenie drzew czy wieszanie budek dla ptaków. Czasem jest to podyktowane autentyczną troską, ale najczęściej próbą zdobycia uznania ludzi i utrzymania władzy co nazywane jest greenwashingiem. Cóż bowiem z tego, że sadzi się nowe drzewa, skoro dalej z błahych powodów wycina się te najpotrzebniejsze, czyli dojrzałe? Po co sadzić 1000 drzew na tysiąclecie skoro nie ma potem o nie kto dbać? Dlaczego urzędnicy wolą zapłacić z publicznych pieniędzy za nasadzanie szkółkowanych roślin z obcych gatunków, a nie dają szans naszym rodzimym samosiejkom, które mają 100 razy większe szanse przetrwania w tych okolicznościach klimatu. Nie rozumiem, jak pod hasłem „adaptacji klimatycznych” samorządy uzyskują zgodę na wydawanie pieniędzy na zabetonowywanie miast, tworzenie parkingów i nowych dróg często mających zgubny wpływ na mieszkańców i przyrodę. Ktoś to kontroluje i wyciąga wnioski? Zamiast magazynować wodę, robimy wszystko, by przyśpieszyć jej odpływ z naszego otoczenia. Dlaczego urzędnicy potrafią się pochwalić pogłębianiem i wyprostowaniem koryta lokalnej rzeczki, a nie potrafią spowodować, żeby na okolicznych rowach powstały zastawki magazynujące wodę na okres suszy? Po co wydaje się miliony na tzw. rewitalizacje parków, skoro przy okazji niszczone tam jest prawie wszystko, co do tej pory znalazło tam schronienie? A przecież przykładów na lokalne działania poprawiające nie tylko bioróżnorodność, ale i warunki życia lokalnych społeczności jest mnóstwo.
- Jakie działania na poziomie lokalnym i globalnym są najskuteczniejsze w walce ze zmianami klimatycznymi?
- Takich działań jest wiele. Część z nich wymaga poważnego przemodelowania naszych priorytetów i gospodarki co uważam za niewykonalne, bo nikt ani z rządzących, ani korporacji nie chce zmieniać ustalonych reguł gry i prawa. Popatrzmy na kilka z brzegu przykładów: od dekady słyszymy o próbach wprowadzenia niewielkiego elementu obiegu zamkniętego (co pozwala na mniejsze marnowanie surowców i energii) jakim jest system kaucyjny. Czy udało się go wdrożyć, czy też raczej funkcjonuje jego wykoślawiona namiastka? Okazuje się, że zmiany klimatyczne są bardzo mocno napędzane przez produkcję żywności, a ciągle jej marnujemy prawie 30%! Zapytajcie lokalne sieci handlowe, ile żywności miesięcznie przekazują do banków żywności, do czego są zobowiązane prawem, a ile wyrzucają? Gdzie nadzór nad przestrzeganiem prawa i kontrola państwa? Inny mocno wałkowany temat transformacji energetycznej – jak możemy nazywać zieloną energią prąd powstający ze spalania naszych lasów? Z wiadomych przyczyn kwestia energii to teraz bardzo mocno rozwijany temat. Tylko czy ktoś wie jak sprawnie i niedrogo zarządzać systemem energii opartej na niestabilnym i nieprzewidywalnym źródle, jakim są fotowoltaika, czy wiatraki? Dla mnie mocną aberracją jest budowanie olbrzymich farm PV czy wiatrowych na terenach cennych przyrodniczo – to powinno być surowo zabronione, a system powinien wspomagać alternatywne rozwiązania zarówno te wielkoskalowe (atom), jak i rozproszone: niewielkie instalacje na dachach budynków, wiatraki wertykalne w miastach czy instalacje na biogaz na wsi. Odnoszę wrażenie, że zaawansowane technologicznie zdobycze cywilizacyjne używane są głównie do wspierania najbogatszych, a nie sprawiedliwego rozdziału dóbr wśród społeczeństwa. Pewnie stąd bierze się potem taki wstręt społeczeństwa do słowa „ekologia/ekolog”. Ludzie tak samo dobrze potrafią wyczuć próbę manipulacji i szwindlu jak nie potrafią zaufać naukowcom i badaczom.
- To jakie kroki należy podejmować na przestrzeni lokalnej?
- Na naszym lokalnym terenie skupiłbym się na próbach zazieleniania miast, ale nie poprzez jakieś spektakularne działania, a ich ograniczenie do minimum! Pozwólmy rosnąć naszym rodzimym gatunkom drzew i krzewów w miejscach, gdzie nikomu nie przeszkadzają. Dbajmy o zieleń; drzewa w przestrzeni miasta muszą być sprawdzane pielęgnowane w sposób zgodny z aktualną wiedzą, a nie praktykami rodem z lat siedemdziesiątych. Wyznaczmy strefy gdzie nasza działalność „upiększająco – poprawiająca” będzie mniejsza. To sprzyja drobnym organizmom, których jest coraz mniej poprzez naszą irracjonalną, ale konsekwentną pogoń za pięknem i wygodą. Nie wszędzie musi być przecież cudownie „tujowo- pelargoniowo” i „trawniczkowo-golfowo”. Chciałbym sprawić, że tereny cenne przyrodniczo zaczęły być realnie chronione. W tej chwili na terenie pobliskich gmin chronimy promile ich obszaru a przecież wszędzie słychać, że w tej materii mamy się czym chwalić. Chciałbym także doprowadzić do powstania „Lasu Społecznego” w Otmęcie. Ze ścieżki edukacyjnej wokół starorzecza korzysta mnóstwo ludzi i warto by było spowodować, by w takim miejscu priorytetem nie było pozyskanie drewna, ale rekreacja i edukacja. Miałem już w tej sprawie spotkanie z przedstawicielami Nadleśnictwa Strzelce Opolskie, ale bez wsparcia krapkowickich samorządowców, nie będzie to łatwe. Zacznijmy podczas planowania działań remontowo-inwestycyjnych wpisywać do zamówień i przetargów warunki związane ze skuteczną ochroną zieleni na terenie inwestycji. Musimy także chronić ujęcia wód, bo lata zaniedbań w tym zakresie doprowadziły do tego, że kilka ujęć wody na terenie okolicznych gmin jest zanieczyszczonych. Obecność wody moim zdaniem także będzie miała duże znaczenie dla społeczeństwa i natury. Nie tylko trzeba zacząć ją skutecznie gromadzić, ale wiedzieć co potem z nią robić.
- Często podkreśla Pan, że w kwestiach związanych z ochroną środowiska kluczową rolę odgrywa właściwa edukacja. Jaką rolę odgrywa ona w stawianiu czoła zmianom klimatycznym? Jak można zwiększyć świadomość społeczną na temat problemów związanych ze zmianami klimatycznymi?
- Edukacja jest bardzo ważna, ale z jakichś powodów nie działa. Zauważam kilka tego przyczyn. Po pierwsze: społeczeństwo nie czuje potrzeby zmian swoich nawyków. Po drugie: widzi, że władza deklaruje coś zupełnie innego, niż wdraża w życie. Po trzecie: wpływa na to straszna dezinformacja – za jednym pomysłem dotyczącym wdrożenia pozytywnych zmian idzie tyle manipulacji i głupoty, że człowiek nie ma czasu, by to prostować (choćby tzw. Afera Robakowa). Tutaj podkreślę rolę mediów i władzy. Jeśli środki przekazu będą promowały treści społecznie szkodliwe i ludzi posługujących się tzw. chłopskim rozumem, zamiast naukowymi argumentami, naszemu społeczeństwu grozi rozpad. Zbyt mało jest zaangażowanych społecznie osób i decydentów z wizją przyszłości, by zatrzymać negatywny trend dezinformacji i promocji szkodliwych treści. Ja od wielu lat jestem mocno zaangażowany w edukację. Teraz mam okazję poszerzyć krąg odbiorców, bowiem działam w Społecznej Radzie Rewitalizacji i Radzie ds. Ekologii przy burmistrzu Gogolina. Myślę, że poprzez moje dzikie boje o drzewa i kampanie edukacyjne udało się ocalić kilka drzew w Gogolinie, zwrócić uwagę na konieczność poprawy jakości powietrza i wody, czy zabezpieczyć przed kolizjami z ptakami kilka „szklanych pułapek”. Natomiast marzę o chwili, gdy nasz system uda się przestawić na takie tory, by zdrowa i bezpieczna przyszłość naszych dzieci była ważniejsza, niż wygrana w najbliższych wyborach. Oby zmiany, które wywołaliśmy, pozwoliły doczekać takich czasów.
- Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze