Mocno chwaleni za mecz w Głogówku walczanie losy pojedynku z Porawiem rozstrzygnęli błyskawicznie, bo już w 9.minucie. Po zagraniu ręką jednego z obrońców gości z „wapna” pewnie przymierzył Patryk Paczulla i ekipa trenera Łukasza Kabaszyna z nieco większym luzem mogła kontynuować zawody. Jeszcze przed przerwą gospodarze powinni zamknąć mecz za sprawą dobrych okazji Paczulli, Przemysława Zawadzkiego i Mykoli Zhovtiuka. Dwóch pierwszych zatrzymał świetnie dysponowany między słupkami większyckiej bramki Jakub Termin, z kolei stoper LZS-u w ostatniej akcji premierowej odsłony głową przestrzelił z bliska po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. W tej części gry „Paczi” trafił po raz drugi do siatki rywala, lecz tym razem arbiter dopatrzył się spalonego i bramki nie uznał.
W drugiej części spotkania znowu szczęścia nie miał Paczulla. W 60.minucie snajper Walec kropnął mocno zza szesnastki, lecz futbolówka jedynie ostemplowała słupek bramki Porawia. Im bliżej było końca meczu, tym coraz więcej działo się pod walecką bramką. Defensywa miejscowych, w tym młody bramkarz Dominik Janicki, spisywała się na szczęście bez zarzutu kończąc mecz „na zero z tyłu”.
„Wejście smoka” z ławki w debiucie przed własną publicznością mógł zaliczyć doświadczony Łukasz Bawoł. Były napastnik głubczyckiej Polonii posłał z kilkunastu metrów „szczura” w kierunku bramki przyjezdnych, a chwilę później złapał się z rozpaczy za głowę, bo piłka o centymetry minęła cel.
– Ten mecz miał dwa różne oblicza. W pierwszej połowie mieliśmy zdecydowaną przewagę, którą powinniśmy zamienić na co najmniej trzy bramki i byłoby po meczu. Tak się jednak nie stało, a jedna bramka przewagi na tak groźny zespół jak Porawie to za mało. Druga połowa to zdecydowana przewaga rywali. Oddaliśmy przeciwnikowi inicjatywę i to mogło się na nas zemścić. Z drugiej strony, w tej części meczu groźniejsze sytuacje również były po naszej stronie, mam tutaj na myśli te z udziałem Paczulli i „Bawołka”. Postawa mojego zespołu bardzo cieszy. Na pewno start rozgrywek w naszym wykonaniu trzeba ocenić na duży plus, ale trzeba też mocno chłodzić nastroje, byśmy nie „odpłynęli”. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, ale w klubie twardo stąpamy po ziemi znając swoje miejsce w szeregu. Na razie nie ma co wyciągać daleko idących wniosków, co do naszych przyszłych spotkań. Zawsze chcemy zagrać dobre zawody, cieszyć się piłką i realizować główny cel, jakim jest utrzymanie w IV lidze – podsumował trener waleckiego LZS-u, Łukasz Kabaszyn.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 20 sierpnia - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze