- Panie prezesie, łatwo było podnieść się po sezonie zakończonym spadkiem pierwszej drużyny?
- W takich momentach nigdy nie jest łatwo. Niestety, w rundzie jesiennej zdobyliśmy bardzo mało punktów. Z pewnością wszystkich, którzy „żyją” tym klubem zabolało to, co się stało. Ale taki jest sport.
- Przeżywaliście jakoś szczególnie ten spadek w klubie, czy raczej dojrzewało to powoli wraz z kolejną porażką zespołu?
- Po rundzie jesiennej wierzyliśmy jeszcze w utrzymanie. A gdy wiosną wygraliśmy w Nysie nadal liczyliśmy, że zła karta się w końcu od nas odwróci. Niestety, tak się nie stało.
- Pokusi się pan o diagnozę przyczyn tak słabego sezonu w wykonaniu Gogolina w IV lidze?
- Czwarta liga „odjechała nam” przede wszystkim finansowo. Co roku odchodziło od nas kilku zawodników, którzy dostawali takie oferty finansowe, na które w Gogolinie nigdy nie mogliby liczyć. W zeszłym roku drużynę opuścił w zasadzie cały trzon drużyny. Wynik pierwszej drużyny biorę na siebie. Nie mogłem przecież obiecać komuś czegoś, czego później nie byłbym w stanie spełnić. To tak a propos naszej sytuacji kadrowej w poprzednim sezonie.
- Przygotowania do nowego sezonu, tyle że już w klasie okręgowej, rozpoczęliście od transferowej ofensywy. Do zespołu z Walec wrócili Tymoteusz Mizielski i Paweł Jeziorski. W kręgu waszych zainteresowań są także podobno inni doświadczeni piłkarze z naszego regionu. Nie można było tak zrobić przed poprzednim sezonem, by próbować ratować IV ligę w Gogolinie?
- Tymek i „Balon” sami zdecydowali o swoim powrocie, by pomóc złożyć u nas drużynę praktycznie od nowa. Myślę, że będą to dwa z maksymalnie czterech wzmocnień naszej kadry. Rok temu nie było łatwo o ściąganie zawodników, tym bardziej, że wszyscy doskonale się orientowali ilu piłkarzy zdecydowało się na odejście z MKS-u.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 30 lipca - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze