- Jak to się stało, że objęła pani stery Otmętu Krapkowice?
- Z propozycją pracy zadzwonił do mnie prezes Daniel Medwid. Potem spotkaliśmy się na krótkiej rozmowie i po dwóch dniach podjęłam decyzję, że warto spróbować.
- To Pani pierwsza praca w roli trenera kobiet?
- Co prawda do tej pory w seniorskim wydaniu trenowałam tylko mężczyzn, ale mam przecież spore doświadczenie w pracy z kobietami w zawodniczym wydaniu. Wiem zatem, jak wygląda specyfika pracy z kobietami - choć nie powiem - mały stres na pewno będzie mi towarzyszył. Jak przy każdym nowym doświadczeniu. Te obawy dotyczą głównie tego, czy dziewczyny zaufają mi jako trenerowi. Jestem jednak dobrej myśli i pozytywnie patrzę w przyszłość.
- Nowy trener ma plan na ten zespół?
- Od momentu, gdy podjęłam decyzję „na tak”, układam sobie w głowie ten plan i powoli, wydaje mi się, dopinam go do końca. Jest jeszcze kilka niewiadomych, jak choćby to w jakiej lidze zagramy. W kwestii budowania kadry i sposobu jej prowadzenia mam już wszystko poukładane.
- Historia zatoczyła koło, bo to w hali Otmętu rozpoczynała Pani w barwach ówczesnego MOS-u Krapkowice swoją karierę zawodniczą.
- Kiedy weszłam do tej hali, od razu przypomniało mi się to, jak zaczynałam przygodę ze szczypiorniakiem w drużynie prowadzonej przez trener Małgorzatę Meisner. Po tylu latach przyznam, że oczy mi się na moment zaszkliły.
- Chodziła Pani na mecze Otmętu?
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 30 maja - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze