Sobotnim pojedynkiem przy Rozwadzkiej podopieczni trenera Andrzeja Moskala chcieli udowodnić, że przegrana 0-1 w Gogolinie była jedynie „wypadkiem przy pracy” dzisiejszego wicelidera BS IV ligi. Przez ponad połowę zawodów wszystko przebiegało jednak po myśli gości. Nie dość że gogolinianie zachowywali czyste konto, to przy odrobinie piłkarskiego farta mogli nawet wyjść na prowadzenie, bo po uderzeniu Denisa Kipki bramkarza Ruchu wyręczył słupek. Faworyt wziął się ostro do roboty po przerwie i już na samym początku drugiej odsłony przesądził o końcowych losach tej potyczki. Główną rolę odegrał obrońca Przemysław Tramsz, który w odstępie sześciu minut dwukrotnie pokonał golkipera MKS-u Artura Bikowskiego. Kuriozalne było trafienie numer dwa gracza „Zdzichów”, który Artura Bikowskiego pokonał strzałem bezpośrednio z rzutu rożnego. W 66. minucie na 3-0 podwyższył Adam Łukowski i „Zdzichy” mogły grać swoje. Nie zmieniła tego nawet honorowa bramka dla przyjezdnych w wykonaniu Denisa Kipki. Zdzieszowiczanie w doliczonym czasie gry przypieczętowali zwycięstwo za sprawą gola Mateusza Zimona i zasłużenie sięgnęli po pełną pulę w derbach powiatu.
– Przegraliśmy z nie byle kim, bo Ruch to jedna z najmocniejszych drużyn w tej lidze. Jestem jednak zadowolony po tym, co pokazaliśmy na boisku rywala, zwłaszcza do przerwy. Przy słupku zabrakło nam szczęścia, no i szkoda że okupiliśmy ten mecz kontuzją obrońcy Filipa Szampery. Przed nami teraz równie ciężki pojedynek z liderem z Nysy i od jutra na tym się tylko skupimy – podsumował trener MKS-u Gogolin Adrian Pajączkowski.
Szczegóły w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 12 kwietnia - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze