Jedną z osób, które znają owe legendy, jest Wiktoria Ernst. Od 5 lat oprowadza turystów po tym pięknym zabytku i przybliża im historię pałacu.
- W roku 1896 w zamku wybuchł ogromny pożar - opowiada Wiktoria Ernst. – Ogień strawił doszczętnie mały pałac barokowy. Rodzina von Tiele-Wincklerów miała problem: co uczynić z ową rezydencją? Tutaj na scenę wkroczył nasz hrabia Franz-Hubert von Tiele-Winckler. Zdecydował się na odbudowę i rozbudowę tego miejsca, a w całe przedsięwzięcie włożył ogromne sumy pieniędzy, by zachwycić sceptyczne kręgi arystokratyczne.
Cała budowa zakończyła się w zaledwie 7 lat, co na ówczesne czasu było bardzo krótkim okresem prac budowlanych. Wzbudziło to zdziwienie miejscowej ludności, która zaczęła mówić między sobą, że w tym procesie palce musiała maczać jakaś siła wyższa.
- Tak rodzi się plotka, iż nasz hrabia zawarł pakt z samym diabłem! – wyjaśnia przewodniczka. - Co zadziwiające, hrabia nie widział powodu, by zaprzeczać owym plotkom. Ba, wręcz je podsycał. W różnych miejscach na elewacji zamkowej znajdziemy dziś dziwne stworki przypominające małe straszydła. Dawniej na jednej ze ścian zamkowych widniała nawet postać diabła! Później została podobno zniszczona przez miejscową ludność... Plotka głosi, iż gdy na zamek przybył cesarz Wilhelm II, w czasie jednej ze wspólnych partyjek w szachy wyraził on swój zachwyt nad bogactwem rezydencji i zapytał gospodarza, jakim cudem udało mu się postawić ten zamek w tak krótkim czasie. Hrabia Franz-Hubert zasugerował wtedy, że miał mu w tym pomóc sam diabeł.
Pomoc diabła nie jest jednak bezinteresowna i niesie ze sobą pewien koszt. Mówi się o pakcie, który miał zostać zawarty między diabłem a hrabią. Cyrograf z siłą nieczystą zawierał jedną małą adnotację.
- Wraz ze śmiercią hrabiego Franza-Huberta von Tiele-Wincklera na zawsze miała zatrzymać się winda hrabiowska znajdująca się w zamku. I nadszedł ten dzień. 14 grudnia 1922 r. umarł hrabia Franz Hubert i od tego momentu winda stoi – tłumaczy Wiktoria Ernst - Sprowadzaliśmy ekspertów z całego świata, którzy mieli tylko jedno zadanie: ponownie uruchomić windę. Do dziś żadnemu z nich się to nie udało. Oczywiście odnalazło się paru śmiałków, którzy podjęli się tego zadania, skutki jednak nie byty zbyt motywujące…
Kobiece losy i słynny kościotrup
Do pomocy w opiece nad dziećmi para hrabiowska sprowadziła młodą guwernantkę z Anglii. Los chciał, że pozostała z nimi na całe życie.
- Gdy zbliżał się kres jej życia, leżąc już na łożu śmierci, poprosiła swych Panów o pochówek na Wyspach Brytyjskich. Rodzina von Tiele-Wincklerów zdecydowała się choć częściowo spełnić prośbę swej służącej. Pochowali oni ją bowiem na wyspie, lecz była to sztuczna wyspa stworzona w parku, nazywana „Wyspą Wielkanocną”. Do dziś zagubiona dusza guwernantki błąka się po parkowych alejkach... Ale uwaga! Można ją zobaczyć wyłącznie w świetle księżyca.
Na terenie pałacowym można jednak spotkać jeszcze jedną zjawę, a dokładnie drugą kobietę. Tak jak jej poprzedniczka, należała do służby zamkowej. Została ona w swej młodości uwiedziona przez ówczesnego Pana tego miejsca - kochliwego Clausa-Petera.
- Gdy hrabia znudził się dziewczyną, porzucił ją, łamiąc niemiłosiernie serce kobiety. Nie mogąc poradzić sobie z tym bólem, popełniła samobójstwo. Skoczyła z najwyższej wieży zamkowej, a jej duch pojawia się do dziś. Nocą krąży po komnatach, poszukując swego ukochanego – opowiada Wiktoria Ernst. – Kto już zwiedził nasz pałac, ten może kojarzy kościotrupa, który wypatruje z jednej z wież. Mówi się, że to właśnie szkielet kochanki hrabiego.
Legend i opowieści związanych z zamkiem w Mosznej krąży wiele i kto wie, może jest w nich jakaś prawda. Czytanie o tych legendach jest pewnie ciekawe, ale śmiałkowie mogą się udać do pałacu i zmierzyć się z legendami i zjawami.
Napisz komentarz
Komentarze