Derbowa porażka była już trzecią z kolei dla zespołu ze stolicy naszego powiatu i co może martwić szkoleniowca Unii – jego ekipa przegrała za każdym razem do zera (wcześniej 0-2 z Większycami i 0-3 z Walcami – przyp. red.). Trudno jednak o zdobywanie bramek, jeśli zespół stwarza sobie okazji ku temu jak na lekarstwo. Tak było przynajmniej w sobotnie popołudnie w Gogolinie.
– Nie mamy niestety odpowiedniej siły rażenia, by zagrozić przeciwnikowi – rozkładał ręce stoper niebiesko-białych Bartosz Brzozowski. – Bez tego ciężko o dobry rezultat z każdym w tej lidze.
Jeszcze niedawno wszystko wskazywało na to, że na derby Unia – MKS fani obu zespołów będą musieli długo poczekać. Tymczasem ściągnięty w miejsce Łukasza Wichra trener Sławomir Sieńczewski naprędce sklecił drużynę, głównie po to, by klub najzwyczajniej przetrwał niezwykle trudny dla niego czas. Dla części graczy z Krapkowic derbowe starcie przy Kasztanowej było premierowym doświadczeniem tego typu, ale byli i tacy, którzy z łezką w oku wracali do wspomnień sprzed wielu lat. Wśród tych ostatnich wymienić można dwójkę 44-latków w osobach Wojciecha Dzięcioła i Jarosława Łysonia. Pierwszy zagrał pierwszą połowę, drugi wszedł na ostatnie 10 minut.
Szczegóły i więcej informacji z powiatu krapkowickiego w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 11 października - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze