Na boiskowym zegarze dochodziła właśnie 80. minuta spotkania, gdy na uderzenie z linii pola karnego zdecydował się Denis Sotor. Strzegący gogolińskiej bramki Artur Bikowski zdołał odbić futbolówkę, ta poszybowała jednak za jego plecy, odbijając się kolejno od murawy i poprzeczki, a następnie padła łupem golkipera MKS-u. Wydawało się, że gospodarze „wrócili z dalekiej podróży”, ale na ich nieszczęście sędzia asystent zasygnalizował przekroczenie całym obwodem piłki linii bramkowej i zdzieszowiczanie mogli świętować trafienie numer cztery w tym meczu.
– Piłka całym obwodem zdecydowanie nie przeszła za linię – mówił pewny swego bramkarz Gogolina. – Sędzia asystent był może na 10. metrze i nie był w stanie tego ocenić. W mojej ocenie bramki nie było – zaznaczał Bikowski, który oprotestowując decyzję sędziów, chwilę później wyleciał z boiska.
Inaczej wydarzenia z końcówki meczu oceniają piłkarze drużyny lidera.
- W stu procentach jestem przekonany o tym, że gola należało uznać. Bramkarz Gogolina miał pretensje do arbitra, ale wynikało to z tego, że przy tej interwencji popełnił błąd – zauważał autor zwycięskiego trafienia dla Ruchu Denis Sotor.
Szczegóły i więcej informacji z powiatu krapkowickiego w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 6 września - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze