- Od pierwszego dnia ataku Rosji na naszych wschodnich sąsiadów stoi Pan w pierwszym szeregu osób zaangażowanych w pomoc, między innymi dostarczając transporty darów przekazywanych przez krapkowiczan, a ostatnio zawiózł Pan nawet karetkę… Co jeszcze?
- Przede wszystkim chciałbym podkreślić, że w tym co robię, nie jestem wcale kimś wyjątkowym, tylko jedną z bardzo wielu osób, a każdy pomaga, tak jak może. Nie szukam poklasku ani autopromocji, zgodziłem się na tę rozmowę dla „Tygodnika Krapkowickiego” nie po to, aby się chwalić, tylko żeby opowiedzieć naszym mieszkańcom, jak bardzo ta pomoc jest potrzebna, a pomagać można w różnej formie. Docenić trzeba wiele osób, władze Krapkowic i urząd zaangażowały się od samego początku bez żadnego zastanowienia, to było oczywiste, że tak trzeba: starosta, burmistrz, wszyscy radni, organizacje i stowarzyszenia działające na terenie gminy naszej i sąsiednich no i oczywiście służby powiatowe. Największe słowa uznania należą się pani wicestaroście Sabinie Gorzkulli, która stoi na czele tego wielkiego sztabu ludzi i zaangażowała się totalnie, ona z nas wszystkich pracuje najwięcej. Do tego stopnia, że zamieszkała w starostwie. Działa tam punkt przyjęć uchodźców czynny 24 godziny na dobę i ona go koordynuje. Gdy zajechałem o godzinie 2.00 w nocy z Ukraińcami, to ona tam była, osobiście nas witała, częstowała ich, zostali zarejestrowani i skierowani do hotelu przy hali sportowej w Krapkowicach. Pani Sabina śpi tam, ma swoje rzeczy, jest do dyspozycji non stop, koordynuje też pracę wojewódzkiego magazynu pomocowego, jaki został zorganizowany w budynku po Tesco… Jeśli ona jest dowódcą tych naszych działań tutaj, to ja jestem zwykłym żołnierzem. Moje dokonania nie są wielkie: razem z kolegą Jarosławem Żakiem – emerytowanym komendantem powiatowym policji - byliśmy dwa razy na granicy z transportem darów. Wieźliśmy takie rzeczy jak materace dmuchane, koce, śpiwory, leki, żywność, środki czystości… Teraz mamy jechać trzeci raz 13 marca większą kolumną (rozmawiamy 11 marca – przyp. red.), no i tak - zawiozłem też karetkę, a jak będzie taka potrzeba i możliwość, zawiozę drugą… Pyta pani, co jeszcze? No nie wiem, moja rodzina sama też przyjęła uchodźców. Mam świadomość, że to nie jest pomoc na chwilę, że mogą z nami zostać na rok czy dwa… Staram się pomagać też tym osobom, które tu przyjechały, być do ich dyspozycji, bo zanim oni się usamodzielnią, potrzebują tego. Robię to wszystko w odruchu serca, podobnie jak inne osoby, bo trzeba pomagać drugiemu człowiekowi w tak wielkim kryzysie.
- No właśnie: te busy, którymi Pan jeździ z darami, wracają z ludźmi. Dużo Pan już przywiózł uchodźców?
- Na razie kilkanaście osób, ale pomagam też innym, którzy tego potrzebują, nie wiem ilu, ciężko zliczyć, może 30, może więcej. Nie robię tego sam, wspierają mnie żona i synowie, codziennie wyskakuje jakiś nowy problem czy potrzeba. Zawozimy ich do gminnego magazynu pomocowego, gdzie mogą sobie wybrać, co potrzebują, do lekarza czy teraz akurat zbieramy i zawozimy wnioski potrzebne do objęcia dzieci edukacją. Tak jak mówiłem, to nie są tylko te osoby, które przywiozłem osobiście. Kilka dni temu, to był 6 albo 7 marca, w środku nocy podjechały do mnie pod dom trzy auta z uchodźcami, prosto z drogi i poprosili o pomoc. Nie wiem nawet, od kogo mieli mój adres, ale ktoś im dał, pewnie któryś z moich przyjaciół. Ci ludzie, którzy tu przybywają, potrzebują różnej pomocy. Był wśród nich na przykład 13-latek, który został raniony odłamkiem w oko i nie widział. Ja nie bardzo umiałem pomóc, ale poprosiłem panią wicestarostę i ona sprawiła, że najpierw przebadał go u nas okulista, a potem został przyjęty do szpitala w Opolu, nie wiem jaka tam dalej zapadła diagnoza i jakie działania wdrożono, bo tych spraw jest zbyt wiele na raz. Nie jestem w stanie już wszystkiego ogarnąć na bieżąco…
- Zacznijmy może od początku: jak się Pan dowiedział o wojnie i jaka była Pana reakcja: od razu stwierdził Pan „muszę pomóc”?
Szczegóły w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 15 marca - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze