Po spadku do okręgówki chyba nikt w Krapkowicach nie liczył na szybki powrót Unitów na czwartoligowe salony. Mało kto jednak spodziewał się tak słabego startu w wykonaniu podopiecznych trenera Marka Merklingera. W jedenastu do tej pory rozegranych pojedynkach krapkowiczanie zdołali wygrać tylko dwa, a aż w dziewięciu schodzili z murawy pokonani. Obecnie do miejsca gwarantującego utrzymanie dzieli ich niewiele, bo tylko 5 punktów, ale gdyby przyjąć, że liczba spadkowiczów wzrośnie (w przypadku spadku z III ligi Starowic – przyp. red.), dystans ten wynosiłby dzisiaj już 7 „oczek”.
W ostatni weekend krapkowiczanie mierzyli się z Czarnymi Otmuchów i pierwsze minuty tego meczu pozwalały na optymizm. W 16. minucie sposób na pokonanie bramkarza rywali znalazł doświadczony Natan Przybyła i na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 1-0 dla Unii. Miejscowi świętowali zaledwie 180 sekund, bo tyle na wyrównanie rachunków potrzebował Kacper Maciejak. Na półmetku zawodów było więc 1-1.
– Pierwsza połowa była całkiem przyzwoita w naszym wykonaniu. Pierwsi zdobyliśmy bramkę, a ja liczyłem po cichu, że pójdziemy za ciosem. Druga połowa była wyrównana do momentu, gdy po raz drugi pozwoliliśmy rywalom zdobyć gola – oceniał szkoleniowiec Unii Marek Merklinger.
Po zmianie stron goście poszli po swoje, najpierw podwyższając na 2-1 za sprawą gola Artura Szeląga z rzutu wolnego z odległości blisko 40 metrów, a potem ustalając końcowy rezultat dzięki trafieniu Macieja Jakubowa.
– Ogólnie mecz bez historii w naszym wykonaniu. Zagraliśmy tak jak w Źlinicach, czyli dramatycznie – nie gryzł się w język Merklinger.
– Ciężko powiedzieć, co się z nami dzieje – dodawał z kolei Łukasz Pierskała.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 17 października - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze