- Dla mnie jest to zbiór organizmów zamieszkujących wszystkie dostępne siedliska, a także zróżnicowanie tychże siedlisk. To ono determinuje, jakie stworzenia tam spotkamy i jak one będą na siebie oddziaływać. Im większa różnorodność takich miejsc, tym większa bioróżnorodność i zdrowsze dla człowieka otoczenie. Najbogatsze ekosystemy jakie znamy, są położone w rejonie tropikalnym i subtropikalnym, czyli lasy deszczowe, rafy koralowe itd., co nie znaczy, że te z zimniejszych rejonów kuli ziemskiej są mniej cenne. To jest właśnie istota bioróżnorodności - zróżnicowane i skomplikowane oddziaływania międzygatunkowe. Obrazowo tłumacząc na przykładzie drzew, to wycinając jedno stare drzewo, np. dąb czy lipę, niszczymy nie tylko setki rodzimych gatunków organizmów, które je zamieszkują, ale i zaburzamy w okolicy stosunki wodne, zmieniamy mikroklimat i warunki glebowe. Powinno być jasne, że naprawdę nic nie da posadzenie w zamian nawet kilkunastu ozdobnych żywotników czy katalp. Niestety ludzie często nabierają się na ten prymitywy greenwashing, by nie rzec młodzieżowo ściemę.
- Powiat krapkowicki to miejsce będące siedliskiem wielu rzadkich gatunków roślin i zwierząt, w tym owadów, płazów i ptaków. Jaką faunę i florę można u nas odkryć?
- Powiat krapkowicki ma dość urozmaiconą mozaikę terenów: od miejsc zamieszkiwanych przez człowieka i mocno zniszczonych przez niego, po półnaturalne habitaty typu starorzecza, murawy ciepłolubne, łąki, lasy, zbiorniki wodne czy rzeki. Pomimo położenia naszego powiatu w centrum województwa i bardzo dużego negatywnego wpływu człowieka na bioróżnorodność, na niewielkich skrawkach pozostały jeszcze przyrodnicze perełki. Takie miejsca można znaleźć np. w dolinie Odry i są to starorzecza, niewielkie obszary podmokłe, zbiorniki wodne czy wilgotne łąki. Także na terenach zarządzanych przez Lasy Państwowe można jeszcze uświadczyć resztki naprawdę cennych i różnorodnych obszarów, np. w rejonie Góry Św. Anny. Przeważnie są to tereny objęte ochroną prawną, jak użytki ekologiczne, rezerwaty czy ścieżki ekologiczne. Co smutne oprócz chwalenia się bioróżnorodnością i wydawania z Unii pieniędzy na „wspomaganie” tejże, nasze władze obecnie nie realizują żadnych poważnych projektów dotyczących ochrony natury. Nie widzę również działań mających na celu ochronę prawną ginących na naszych oczach cennych obszarów ani poprawy jakości istniejących. To jest kluczowa sprawa, jeśli naprawdę zależy nam na zachowaniu zróżnicowania świata przyrody i zdrowym otoczeniu. To jest także bardzo istotna kwestia dla naszego przetrwania: dostęp do czystej wody, gleby, powietrza, odpowiednie warunki do uprawy roślin i produkcji żywności.
- Jakie ciekawe zwierzęta i rośliny możemy spotkać w powiecie krapkowickim?
- To wszystko zależy, kogo co interesuje. Jeśli chodzi o świat owadów, to mamy u nas trochę interesujących motyli, błonkówek czy ważek. Co do roślin to pewnie zaszokuję niektórych informacją, że rośnie u nas kilkanaście gatunków storczyków, w tym naprawdę bardzo rzadkie, jak kruszczyk drobnokwiatowy, buławnik czerwony czy wielkokwiatowy. Mamy ciekawe tereny, gdzie rośnie roślinność ciepłolubna, tzw. kserotermy, reprezentowane przez len austriacki, dziewięćsił bezłodygowy czy kilka gatunków goździków i rozchodników. Na terenie powiatu lęgną się ciekawe gatunki ptaków, jak trzmielojady, żołny, bociany czarne, bieliki czy błotniaki łąkowe, pójdźki, świergotki polne czy ortolany. W świecie ssaków chyba najciekawsze stwierdzenia dotyczą wędrujących przez nasz powiat łosi i wilków. Regularnie spotykamy u nas tchórze, gronostaje czy susły moręgowane reintrodukowane na terenie przylegającym do lotniska koło Kamienia Śląskiego. Co istotne – w czasach gdy nikt jeszcze o bioróżnorodności w naszym kraju nie mówił, susłom żyło się dużo lepiej niż teraz, gdy jest moda na bioróżnorodność. Co z tego, że to hasło słychać wszędzie, skoro populację susłów z braku korytarzy ekologicznych trzeba zasilać sprowadzanymi z innych krajów osobnikami. Gdybyśmy prowadzili nasze działania w sposób naprawdę zrównoważony, susły mogłyby wędrować i „mieszać geny”. Nasza pomoc nie byłaby im potrzebna.
- Gdzie więc warto wybrać się na spacer, aby doświadczyć natury w pełnej postaci?
- Nawet w swoim ogródku można doświadczyć natury przez duże „n”. Kto nie wierzy, niech zostawi jakiś kącik ogrodu i pozwoli mu żyć własnym życiem. Wystarczy przestać kosić co rusz trawę, posadzić rodzime krzewy czy drzewa czy zrobić małą „kałużę” – po dwóch, trzech latach można być zaskoczonym ilością organizmów, które tam można spotkać. Jeśli chcemy się wybrać dalej, to polecam takie miejsca jak Żywocicki i Zdzieszowicki Łęg, Górę Św. Anny, okolice tzw. Szczakla koło Jesionej, lasy koło kamieniołomu w Górażażdżach czy starorzecza w Straduni, Obrowcu czy Dąbrówce. Także okolice Łowkowic, Mosznej i Urszulanowic są pod tym względem ciekawe.
- Jak wiadomo, my, ludzie, przyczyniamy się do zmian klimatu, a co za tym idzie do zmniejszenia bioróżnorodności na świecie. Co jako społeczeństwo możemy robić, aby temu przeciwdziałać, jakie działania możemy podjąć?
- Działania możemy zacząć już w naszej małej ojczyźnie. Należałoby się skupić na zaprzestaniu niszczenia resztek cennych przyrodniczo obszarów i objąć je ochroną prawną. Woda i jej obecność także jest szalenia ważna dla bogactwa przyrody, więc trzeba zacząć spowalniać jej spływ: budować zastawki na ciekach, małe zbiorniki wodne, odtwarzać obszary podmokłe. To bardzo irracjonalne, że zmagając się z suszą, robimy wszystko na opak, zwiększając prędkość spływu wody i pozbywając się jej. Na pewno trzeba zmienić podejście do przyrody, czy to w obszarach zurbanizowanych, czy na terenach, gdzie gospodarują leśnicy i rolnicy: zaprzestać wycinek starodrzewów i drzew, ograniczyć niepotrzebne i dewastujące koszenie trawników, zacząć odtwarzać miedze, aleje drzew i remizy śródpolne. Warto stosować zasadę minimalizowania naszego wpływu na otoczenie, czyli po prostu pozwolić naturze robić to, co potrafi najlepiej. Odrobinę dzikości wokół nas naprawdę nie zrobi nam krzywdy. Przestańmy wycinać roślinność spontaniczną i zastępować ją koszoną co dwa tygodnie trawą, brukiem czy żwirkiem. Rośliny, których się tak chętnie pozbywamy, nazywając je chwastami, lepiej sobie radzą od tych wybieranych przez nas. Nie trzeba tez specjalnie o nie dbać! Przecież kiedyś nasze babcie używały „chwasty” jako naturalne lekarstwa i żywność. Naprawdę! Pospolite mniszki, babki, podagryczniki czy lebiody można śmiało zjadać lub przetwarzać na różne sposoby. Zachęcam do spróbowania. Nasze wybory konsumenckie też mają jakieś znaczenie. Można zacząć od prostych rzeczy, jak kupowanie lokalnych produktów, by ograniczyć nasz ślad węglowy, ograniczyć wytwarzanie śmieci i marnowanie żywności, zrezygnowanie z częstego jedzenia mięsa, korzystanie z transportu zbiorowego, oszczędzanie wody. To już dawno powinien być dekalog świadomego człowieka!
- Jak chronić bioróżnorodność, aby zachowała się jak najdłużej?
- Na pewno należy zwiększyć intensywność działań edukacyjnych – duża część społeczeństwa nie chce przyjąć do wiadomości, że człowiek nadmiernie przekształca i niszczy swój dom, Ziemię. W tej chwili 70% lądowych ekosystemów jest już przekształcona, zniszczona przez człowieka. To duże zagrożenie dla bioróżnorodności. Groźny jest także denializm klimatyczny, czyli negowanie faktu, iż zmiany klimatyczne mają pochodzenie antropogeniczne. Duża część ludzi poniekąd słusznie twierdzi, że klimat Ziemi zmieniał się na przestrzeni miliardów lat jej istnienia. Zapominają jednak o tym, że to tempo obecnych zmian jest dla większości organizmów zabójcze. Ewolucja to proces wymagający grubych tysięcy lat, a zmiany klimatyczne postępują w ciągu kilkudziesięciu. Większość organizmów za nimi nie nadąża. By daleko nie szukać, wystarczy popatrzeć na drzewa wokół nas. Od kilkunastu lat widać masowe zamieranie tak odpornych na suszę gatunków jak sosna i brzoza. Świerka już praktycznie w naszych lasach nie ma, właśnie zmiany klimatyczne to spowodowały. Potrzebna jest jak najszybsza zmiana myślenia, że priorytetem jest rozwój ekonomiczny i wygoda. Nie da się w nieskończoność rozwijać, nie niszcząc otoczenia. Przecież ilość zasobów na naszej planecie jest ograniczona. Trzeba naciskać na rządzących, by zaczęli patrzeć nie tylko przez pryzmat ekonomii, ale przede wszystkim zachowania zdrowego otoczenia dla nas i przyszłych pokoleń. Cóż z tego, że to będzie kosztować. Jeśli chcemy żyć w podobnych warunkach, jakie obecnie panują na naszej na planecie, to decydenci muszą zrozumieć, że ich los, jak i nasz, jest tak samo zagrożony, jak tych milionów gatunków zamieszkujących Ziemię. Czy zdążymy ocalić bioróżnorodność i nas samych, pokażą najbliższe lata. Oby tak było.
- Czy mógłby Pan określić jakie organizmy, żyjące w naszym regionie, są najbardziej zagrożone wskutek zmian klimatycznych? Co mamy dziś, a co możemy stracić „jutro” w wyniku zmian klimatu?
- Zmiany klimatycznie w dziejach naszej planety to nic nowego, jednak tempo, w jakim zachodzą, jest zbyt szybkie by dobór naturalny i ewolucja zadziałały i pozwoliły się większości organizmów do tego zjawiska zaadaptować. Zagrożona jest większość ekosystemów i wiele gatunków żyjących wokół nas. W tej chwili najbardziej chyba są to ekosystemy związane z wodą i chłodem. Jednak nie tylko płazy czy zimnolubne gatunki roślin, mają (kolokwialnie pisząc) „ciepło”, bowiem zmiany klimatyczne mogą przybić przysłowiowy „gwóźdź do trumny” wielu gatunkom owadów. Wiele osób spędzających czas poza miastem zauważało w tym roku brak lub znikomą ilość motyli. Co mogło go spowodować? Według mnie spory wpływ na to miała kapryśna i rozchwiana wiosna, żonglująca temperaturami w górę i dół. Motyle i inne owady budziły się do życia podczas epizodów ciepła, po czym raptownie temperatura spadała na wiele dni do wartości których one nie potrafiły przetrwać. Brak pokarmu (jakim są kwiaty) i zimno mogły spowodować ich śmierć. To samo dotyczy świata roślin. Czy obserwując gwałtowniejsze i ekstremalne skoki temperatur trudno sobie wyobrazić, że budzące się w cieplejszych okresach wiosny rośliny narażone będą na ekstremalne zimno? Oczywiście, część z nich jest na takie sytuacje przygotowana, ale tylko te najszybciej budzące się po zimowej „drzemce”. Skutek zmian klimatycznych to szeroki i bardzo nieprzewidywalny wachlarz ekstremalnych zjawisk: od susz, powodzi po huragany. Nie tylko moim zdaniem zagraża on większości życia na Ziemi w tym człowiekowi.
- Widać, że ma Pan ogromną wiedzę na temat ekologii. Czy mógłby Pan powiedzieć, jak zrodziła się ta pasja i zaangażowanie w działania proekologiczne?
- Wrażliwość i chęć poznawania świata przyrody zawsze były we mnie obecne. Rodzice mi opowiadali, że już jako kilkulatek wertowałem atlasy zwierząt i kazałem sobie czytać informacje tamże zawarte. Z czasem coraz bardziej wsiąkałem z świat dzikiej przyrody obcując z nią „na żywo”. Pozwoliło mi to dostrzec jak bardzo jest niszczona.
Wrażliwość i chęć poznawania świata przyrody zawsze były we mnie obecne. Rodzice mi opowiadali, że już jako kilkulatek wertowałem atlasy zwierząt i kazałem sobie czytać informacje tamże zawarte.
To zrodziło we mnie bunt wobec takich praktyk i doprowadziło do działań aktywistycznych. Można powiedzieć, że świadomość kazała mi działać i choć kosztuje mnie to dużo energii i zdrowia, to nie zamierzam się zatrzymywać.
- Czy mógłby Pan podać kilka przykładów swoich działań proekologicznych? Czy udało się Panu zarazić pasją rodzinę i znajomych?
- Najwięcej energii i czasu poświęcam niestety na tzw. działania interwencyjne. Pisze „niestety”, bo tak naprawdę to ciężka i wyczerpująca psychicznie aktywność. Co prawda żyjemy w społeczeństwie demokratycznym, gdzie obowiązuje prawo chroniące przyrodę, ale im dłużej w tym siedzę, tym bardziej zauważam zupełny brak zainteresowania prawdziwą sozologią instytucji, których zadaniem statutowym jest to, o czym piszę. To nie „Rafał czy Marek” są w stanie skutecznie chronić przed wycinką drzewa w miastach, rzeki przed zatruwaniem, miejsca o szczególnych walorach przyrodniczych przed „rewitalizacją”, a sprawny i kompetentny system. Dlaczego to nie działa? Hm… Co do aktywności, które poczytuję sobie za sukces, to jest to zablokowanie próby sprzedaży części parku w Gogolinie. Dzięki moim zgłoszeniom władza z czasem uprzątanie dzikie wysypisko albo chociaż je „zamiecie pod dywan”. Uważam też za sukces nawiązanie współpracy z samorządem krapkowickim i przeprowadzanie cyklu prelekcji, spotkań i spacerów przyrodniczych cieszących się dużym powodzeniem. To podczas takich spotkań „zarażam” pasją i wrażliwością. Pochwalę się też dwoma wyróżnieniami „branżowymi” ze świata ornitologii, która sprawia mi największą frajdę. Zostałem wyróżniony za swoją aktywność w Śląskim Towarzystwie Ornitologicznym i Komitecie Ochrony Orłów.
- Twierdzi Pan, że „nawet w swoim ogródku można doświadczyć natury przez duże „n”… Czy mógłby Pan powiedzieć co konkretnie w tym ogródku żyje? Podać przykłady takich organizmów?
- Oczywiście, od kiedy ograniczyłem na swojej działce koszenie, pojawiło się cudowne kolorowe życie. Mam co najmniej 10 gatunków motyli dziennych, sporo ciem, chrząszczy, w tym kruszczycę złotawkę, pająki tygrzyki, modliszki, dużo „pasikoników”, na które one polują. Jest sporo trzmieli i os, które też zapylają rośliny. Ogólnie widać, że zapylacze mają u mnie wspaniałe miejsce do życia w przeciwieństwie do „golonych” okolicznych zielonych trawników. Pojawiają się też jeże i gryzonie. W kompostowniku mieszkają larwy chrząszczy i tabuny innych „przetwarzaczy materii”, produkujących kompost do upraw. Cieszy mnie też możliwość obserwowania tego jak bardzo na plus zmienia się skład gatunkowy roślin mojego małego miejskiego rezerwatu jak nazywam swój ogródek. Każdy rok jest inny i każdego zauważam coś, co mnie ciekawi i cieszy. Może niedługo zacznę robić niewielki ogród deszczowy by jeszcze bardziej urozmaicić otoczenie. Dodam, że hoduję w nim też trochę warzyw i mam drzewka owocowe - smak swoich owoców i warzyw jest tak inny od kupionych w sklepach. Ostatnio interesuje mnie mocno temat jadalnych „chwastów” i uprawa regeneratywna (tzw. permakultura). Uważam, że nasze ogrody mogą być nie tylko przyjazne dla przyrody, ale stanowić darmowe i zdrowe źródło pożywienia, szczególnie w kontekście drożyzny i nieszczególnych walorów zdrowotnych żywności, którą nam się sprzedaje opakowaną w „ekoplastik”. Zachęcam zatem do eksperymentów i życia bliżej natury.
- Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze