Już premierowe minuty sobotniej konfrontacji pokazały, że walczanie nie przyjechali do Zdzieszowic, by tylko odbębnić ligową kolejkę z faworytem. Dwa razy spory przeciąg w defensywie miejscowych zrobił Kamil Stobrawe, a „pieczęć” na poprzeczce bramki „Zdzichów” odcisnął Kamil Łątkowski. Gospodarze, nieco zaskoczeni tym, jak rywale śmiało radzą sobie w ofensywie, nie wyciągnęli z tego wniosków i po kwadransie przegrywali 0-1 za sprawą mającego „dynamit” w butach wspomnianego Stobrawe. Gracz LZS-u nie dotrwał jednak do półmetka zawodów, bo z kontuzją „dwójki” opuścił plac gry w 34. minucie. Po kilku nieudanych próbach zdzieszowiczanie w końcu przełamali niemoc, gdy z rzutu karnego rachunki wyrównał Dariusz Zapotoczny. Wydawało się, że obie ekipy zejdą do szatni pogodzone remisem, ale podopieczni trenera Sebastiana Polaka zdołali zadać jeszcze jeden cios. Wymierzył go Piotr Strzelecki, którego z prawej strony boiska idealnie obsłużył Cyprian Szulczewski i było 2-1. To co działo się zaraz po przerwie, rozgrzało do czerwoności kibiców obu zespołów. Chwilę po wznowieniu gry kapitalnym uderzeniem z dystansu na 3-1 podwyższył Szulczewski, a w sektorze fanów gości dało się usłyszeć mało krzepiące słowa: „No to nas pozamiatali!”.
To było jednak zaledwie preludium do tego, co obie drużyny zaserwowały widzom później. Z dwubramkowego prowadzenia zdzieszowiczanie cieszyli się bowiem raptem… 3 minuty, a po kolejnych 180 sekundach znowu było remisowo! Ale po kolei. Walczanie kontakt złapali za sprawą skutecznie wykorzystanej jedenastki przez Patryka Zagożdżona, a chwilę później w podobnych „okolicznościach przyrody” nie pomylił się Sławomir Kierdal i na tablicy świetlnej pojawił się rezultat 3-3. Przyjezdni „poczuli krew” i niedługo potem świętowali drugie prowadzenie w tym spotkaniu. Dał je im rezerwowy Bartosz Bartczuk, który do końca powalczył o piłkę, naciskając jednego z obrońców Ruchu i w sytuacji sam na sam z Adamem Jurewiczem dopełnił tylko formalności. Kropkę nad „i” dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem arbitra postawił harujący wzdłuż i wszerz boiska Michał Teichman, finalizując wyprowadzony przez siebie kontratak z własnej połowy.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 28 marca - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze