Gospodarze wyszli na mecz zaledwie w dziesięcioosobowym składzie, a na dodatek między słupkami ich bramki stanął zawodnik z pola. Wydawało się więc, że poza „postawieniem autobusu” miejscowi nie będą w stanie pokazać nic ciekawego. Tymczasem po kilkuminutowym naprze przyjezdnych kontratak prawą stroną boiska przeprowadził Adam Piechota, wieńcząc go trafieniem na 1-0 z okolicy linii bocznej pola karnego rywali. Stracony gol podziałał jak płachta na byka na mających znacznie więcej z gry żywociczan. Po kilku nieudanych próbach goście w końcu się przełamali za sprawą… obrowieckiego golkipera z przymusu, Sebastiana Pierskały, który zaliczył „swojaka”. Chwilę później plasowanym uderzeniem z 12 metrów na 2-1 dla Żywocic podwyższył Alan Leśniczak i nie było to ostatnie słowo pomocnika przyjezdnych w tym starciu. Przed zmianą stron na listę strzelców wpisał się jeszcze Marek Nandzik, a listę snajperów w tej części gry po raz drugi uzupełnił Leśniczak i zziębnięci gracze obu ekip mogli zejść na kwadrans do szatni przy prowadzeniu 4-2 dla Żywocic. Drugiego gola dla ambitnych miejscowych zdążył bowiem jeszcze wbić Jakub Wilkus. W drugiej połowie Obrowiec nie miał już zbyt wiele do powiedzenia, pozwalając rywalom na zdobycie kolejnych czterech bramek. Łupem bramkowym tym razem podzielili się Robert i Kewin Bartelowie oraz Leśniczak, który zamknął wynik golami z 74. i 80.minuty.
Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 22 listopada - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze