W 1780 roku posiadłość pałacowa w Dobrej trafiła w ręce Leopolda Henryka von Seherr-Thossa, podczaszego księstwa górnośląskiego, radcy dworu Fryderyka Wielkiego oraz jednego z największych posiadaczy ziemskich tego czasu. Dobra w kolejnych dekadach zawsze przechodziła w ręce najstarszych synów. Ostatnim właścicielem z rodu Seherr-Thoss był Hermann urodzony w 1879 roku.
Hojni, pomocni, lubiani…
W wieku 30 lat Hermann poślubił urodzoną w Paryżu córkę amerykańskiego dyplomaty i przemysłowca Margaret Muriel-White. Sam ślub odbył się w Ameryce, jednak oboje postanowili na stałe osiąść w Dobrej. Zgodnie z rodzinną tradycją następca mógł zamieszkać tam dopiero po śmierci ojca, dlatego Hermann wraz z żoną najpierw osiedlił się w majątku w Rozkochowie. Po śmierci hrabiego Rogera jego spadkobiercy wprowadzili się do zespołu pałacowo-parkowego w Dobrej.
Amerykańska żona hrabiego okazała się ciekawą postacią. Za czasów jej panowania w piwnicach pałacu znajdowały się pomieszczenia kredensowe, piece chlebowe, chłodnie do lodu, prasowalnie, a gotowe posiłki dostarczano do sali bankietowej windą na korbkę. Wprawdzie nad posiłkami w pałacu czuwał kucharz, jednak sama hrabina Margaret była solidną gospodynią.
Ciekawy także jest fakt, że ramach posagu przywiozła do Dobrej zestaw mosiężnych garnków i patelni. Kazała je ustawić na półkach i co drugi dzień czyścić, by lśniły. Hermann i Margaret byli sympatyczną i życzliwą parą. O ich hojności świadczy chociażby to, że w soboty i niedziele park był udostępniany okolicznym mieszkańcom, aby mogli podziwiać jego walory.
Przymusowa rozłąka
Wojna z 1939 roku nie była zaskoczeniem dla wielu rodów hrabiowskich. O konkretnych jej symptomach mówiło się już na wiele miesięcy przed jej wybuchem. Niestabilny czas Republiki Weimarskiej i trauma w konsekwencji poprzedniej wojny skłoniły hrabinę Margaret Muriel-White von Seherr-Thoss do podjęcia odważnej decyzji – nakłoniła w 1937 roku swoich dwóch synów i córkę, by wyjechali do Stanów Zjednoczonych. Wyjazd nie należał do bezpiecznych, jednak udało się to całej trójce. Najpierw dom opuściła córka Margarita, a następnie na drugą stronę Atlantyku udali się chłopcy.
Tragiczne losy hrabiny
Czas II wojny światowej okazał się tragiczny w skutkach dla żony hrabiego Hermanna. Gestapo nie spodobało się, że dzieci pary wyjechały do Ameryki, żądali od niej sprowadzenia ich z powrotem do III Rzeszy. Wizyty i pogróżki kierowane pod adresem Muriel-White przez funkcjonariuszy Gestapo doprowadziły ją do silnej depresji. Nie wiadomo, czy hrabina miała myśli samobójcze, jednak fakt, że nawet we własnym parku pałacowym prześladowali ją mężczyźni i grożono jej wysłaniem do obozu koncentracyjnego w Auschwitz, może jedynie nakreślić, w jakim stanie zastraszenia musiała być kobieta.
15 marca 1943 r. na dziedzińcu w Dobrej pojawił się znowu pojazd Gestapo. Margaret Muriel-White von Seherr-Thoss weszła na drugie piętro pałacu od strony parku, stanęła w oknie przy samej wieżyczce i skoczyła. Rzuciła się wprost na żwirową alejkę. Świadkiem tego wydarzenia była osobista guwernantka i krawcowa, która próbowała reanimować swoją panią, jednak bezskutecznie. Margaret została pochowana w grobowcu na terenie parku. Żyjący jeszcze po wojnie uczestnicy pogrzebu twierdzili, że w przygotowaniach i uroczystościach pogrzebowych partycypowali funkcjonariusze Gestapo. Chcieli mieć gwarancję, że hrabina na pewno nie żyła.
A co z hrabią?
Gdy w okolicy słychać już było wieści o nadciągających wojskach radzieckich, dowództwo jednostek niemieckich pilnujących magazynu amunicji w pobliżu pałacu nakazało hrabiemu Hermannowi ewakuację. 17 stycznia 1945 r. hrabia zgromadził na dziedzińcu służbę, pracowników i rozkazał zebranym zabrać konie, wozy i uciekać. Jak większość uciekinierów obrał kierunek na południe. Postanowił uciekać do Austrii i osiadł się w okolicach Klagenfurtu, gdzie rodzina miała szykowną rezydencję. Uciekając do Austrii, hrabia zabrał po drodze na swój wóz wdowę z dwójką małych chłopców. Po wojnie kobieta ta została jego drugą żoną.
Smutna historia po 1945 roku
Pałac w Dobrej żołnierze radzieccy przejęli zaledwie dwa dni po uciecze właściciela, bo już 19 stycznia. W ciągu dwóch kolejnych dni lokalne oddziały Wehrmachtu skutecznie wyparły czerwonoarmistów z posiadłości. W wyniku walk i silnego ostrzału artyleryjskiego doszło do pożaru i całkowitego wypalenia się większości komnat. Jednak istniała teoria, że ogień nie był skutkiem walk, a podłożyli go żołnierze niemieccy w odwecie za antynazistowskie poglądy hrabiego Hermanna.
Po wojnie władzę w terenie sukcesywnie przejmowała polska administracja. Zespół parkowo-pałacowy w Dobrej wraz przylegającymi folwarkami zostały znacjonalizowane. Taki los spotkał też folwarki gospodarcze należące do rodu von Seherr-Thossów. To co zostało w Dobrej, przeszło pod zarządzanie Lasów Państwowych. Od tego momentu ruiny pałacu oraz park były dewastowane i pozbawione należytej konserwacji. Szabrownicy okradali park ze szlachetnych gatunków drzew i krzewów. Dopiero na początku lat 90. ubiegłego wieku zamurowano wszelkie wejścia do wnętrza „trwałych ruin”, co miało zapobiegać dalszemu dewastowaniu pałacu.
To jednak nie koniec historii pałacu w Dobrej. Czeka ją ciąg dalszy i oby tym razem szczęśliwy.
Szczegóły i więcej informacji z powiatu krapkowickiego w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 30 sierpnia - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze