- Jakie zmiany w warunkach pogodowych zauważył Pan w ostatnich latach, które istotnie i niekorzystnie wpływają na działalność gospodarstwa?
- Zauważalne jest to, że nie ma już takiego podziału na pory roku, jak kiedyś. Po stosunkowo łagodnej zimie, bez wielkich mrozów i opadów śniegu, nagle przychodzi ekstremalna temperatura 30°C.Ten przeskok jest na tyle duży, że zatraciła nam się właściwie wiosna, taką jaką może pamiętamy sprzed lat. Doświadczamy raczej deszczowych wiosen, gorących lat, mokrych jesieni, łagodnych zim, przy czym wysokie roczne opady niekoniecznie oznaczają wystarczającą ilość wody dla roślin uprawnych. Dla przykładu w maju bieżącego roku doświadczyliśmy tzw. „suszy majowej”. W ostatnich dwóch dniach tego miesiąca nagle spadło 90 litrów wody na m2. Statystycznie i teoretycznie nie jest źle, jednak w rzeczywistości ta ilości opadów nie rozłożyła się w czasie w całym miesiącu, a spadła nagle, w ciągu dwóch dni. To jest już tak ekstremalne, że nawet nasze urządzenia i infrastruktura melioracyjna nie są na to przygotowane. Jest to problem, który pokazuje nam, że ilość opadów niby jest większa, ale te opady są źle rozłożone w czasie, stają się nieprzydatne i często występują w takich momentach, kiedy roślina tego nie potrzebuje. Zmiany klimatyczne są jednym z powodów występowania suszy i nadmiernych nagłych opadów.
- Jak susza wpływa na plony w gospodarstwie?
- Każdy chyba wie, że jak nie ma wody, to nie ma życia. Nawet niepodlany kwiat w doniczce nie ma szans egzystencji. Podobnie jest z roślinami na polu. Jeżeli nie mają one odpowiedniej ilości wody, w stosownym czasie, to jedyne, co możemy zrobić, to starać się temu zaradzić sterując odpowiednio naszymi uprawami. Niestety jednak nasze pola są pod gołym niebem i na pewne rzeczy nie mamy wpływu.
- Czy zmiany wywołane suszą inaczej odbijają się na różnych rodzajach uprawianych roślin?
- Oczywiście, że poszczególne rośliny reagują inaczej. Niektóre posiadają znacznie głębszy system korzeniowy i lepiej sobie radzą z okresowymi niedostatkami wody. Jedna roślina wytrzyma bez wody dwa tygodnie, a inna jedynie dwa dni. Generalnie żadna roślina w Polsce w temperaturze powyżej 30°C nie wytrzyma z powodu załamania cyklu wegetacji. W ostatnich latach widzimy, że tych dni z temperaturą powyżej 30°C jest coraz więcej. To niewątpliwe jest ekstremum. Dla przykładu odpowiednio rozłożona na polu kukurydza, która ma inny system korzeniowy lepiej sobie radzi z tymi niedostatkami wody. Innym przykładem rośliny może być pszenica, która na polu rozłożona jest dosyć gęsto. Jeśli na powierzchni występuje temperatura 30°C, to pod spodem, w łanie może być nawet 60°C. Wyobraźmy sobie jak długo moglibyśmy wytrzymać stojąc na słońcu w takiej temperaturze? Innym przykładem może być słonecznik, ma on bardzo dobry system korzeniowy i niby nie potrzebuje dużo wody, ale on tak głęboko potrafi sięgnąć korzeniami po wodę, że w następnym roku, kolejna roślina już nie ma z czego czerpać wilgoci, bo ten słonecznik wszystko „wypił”. I to jest problem. Odmiana pszenicy, która została sprowadzona z Francji w naszych obecnie występujących warunkach klimatycznych w ostatnich dwóch latach dała rewelacyjne plony. W tym roku ludzie zbierali po 2 tony, a powinno być około 8. Stało się tak ponieważ ta odmiana nie jest przystosowana do wiosennych przymrozków, których we Francji nie ma, a u nas niestety jest taki klimat. Różnorodność roślin jest zatem bardzo istotna. Musimy zatem skłaniać się do bioróżnorodności i stosować różne rodzaje roślin. W tzw. pauzach między „głównymi roślinami” konieczny jest zatem tzw. „międzyplon”.
- Wspomniał Pan o roślinach z nieco słabszym układem korzeniowym, które w upałach radzą sobie gorzej. Jak można wspomóc te rośliny podczas suszy? Są sposoby na podtrzymanie tych roślin, aby jednak jakiś plon z nich był?
- Zmiany klimatyczne w coraz większym stopniu są wyzwaniem dla rolnictwa. Motywacją gospodarstwa do wdrażania nowości jest między innymi usprawnianie procesów pracy oraz zwiększenie efektywności wykorzystania środków produkcji. Między innymi mam tu na myśli nawozy, środki ochrony roślin, poplony, międzyplony oraz rodzaje i możliwości różnych sposobów upraw. Zmiany klimatyczne wymuszają wykorzystanie potencjału położenia gruntów. Chodzi o zastosowanie większej ilości nawozów, tam gdzie jest sucho na przykład tam, gdzie występują górki, należałoby zastosować znacznie mniej nawozów i środków, ponieważ łan jest odpowiednio zagęszczony, przewiewny. Natomiast w dolinkach należy zastosować np. więcej środków, które redukują wzrost rośliny. Za pomocą takiego mapowania pól możemy nawozić konkretne dawki nawozowe pod dane rośliny, a nie na całe pole. Do tego potrzebna jest jednak niezbędna aparatura, która do najtańszych nie należy. Innym rozwiązaniem z myślą o wspomaganiu roślin są tzw. międzyplony, czyli dłuższa uprawa roślin pokrywających i wzbogacających glebę w substancje organiczne. Wówczas gleba jest lepiej wykorzystana, a jesienią lepiej wchłania składniki pokarmowe. Lepsze jest także wiązanie węgla w glebie, ale z tym też nie należy przesadzać, ponieważ międzyplony „zjadają” wodę, mamy wtedy nie tylko więcej próchnicy, ale też silniejszy staje się system korzeniowy, który jest bardziej odporny na suszę i grzyby chorobotwórcze. Wszystkie argumenty przemawiają także za siewem punktowym, w którym rośliny rozmieszczone są w odpowiedniej odległości od siebie, aby nie mogły wzajemnie „okradać się” lecz miały równomierny dostęp do wody i składników pokarmowych. To zapewnia jednorodność pod względem przestrzeni życiowej, równomiernie rozwinięte łany oraz finalnie odpowiednie plony. Jak widać jest to bardzo skomplikowany system, a społeczność miejska uważa, że rolnik śpi, a na polu mu rośnie. I to w sytuacji, gdy ze względu na zmiany klimatyczne znacznie wzrosły koszty produkcji rolnej. Czego przykładem są wspomniane wyżej działania oraz ponoszone koszty na inwestycje m.in. w infrastrukturę nawadniającą rośliny.
- Te wszystkie działania, które są podejmowane na rzecz radzenia sobie m.in. z upałami na polach, zapewne też generują koszty.
- Oczywiście. Dlatego powinniśmy żyć w symbiozie z naturą i doprowadzać do tego, żeby w miarę możliwości naturze nie przeszkadzać, przystosowując się zarazem do panujących warunków. To, że 30 lat temu nasi dziadkowie uprawiali tak a nie inaczej, nie oznacza, że dziś musi wyglądać to tak samo. Musimy się zmieniać i przystosowywać do obecnej sytuacji. W XVIII wieku w Anglii wymyślono i nakazano płodozmian. Wtedy była to rewolucja. Dziś też powinniśmy tak uprawiać ziemię. Jest to zadanie nie tylko dla rolników, ale też dla polityków. Mamy na myśli wsparcie z ich strony konkretnymi funduszami, którymi należałoby operować tak, aby faktycznie były one pomocne dla rolników, produkujących żywność na rynek lokalny czy globalny. Koszty, które ponoszą rolnicy niestety bardzo mocno wzrosły, ponieważ znacznie podrożały środki produkcji. Droższe jest także samo nawadnianie. Niektórzy chcąc zaoszczędzić na wodzie starają się odchodzić od nawadniania mało efektywnego, kiedy to woda rozchlapywana jest na prawo i lewo. Powinniśmy raczej myśleć o oszczędnym i efektywnym podlewaniu kropelkowym, które pozwala nam z osobna traktować każdą roślinę. Nie nawadniamy w ten sposób pola, ale konkretną roślinę. Staramy się tym samym nie trwonić wody. Taki rodzaj podlewania wymaga jednak zainwestowania w specjalną instalację. Koszty oprzyrządowania , armatury, rurek itp. elementów których nie da się wielokrotnie wykorzystać to około 2 500 złotych na hektar. Całą główną magistralę można wykorzystywać wiele razy, ale pewne jej elementy trzeba stale odnawiać, ze względu na ich zużywalność.
- Jakie straty może wygenerować długotrwały brak opadów lub jedynie sporadyczne ulewy, które nie nawadniają dostatecznie upraw?
- Jest to bardzo zróżnicowane. Są takie lata, że na danym terenie nie spadnie odpowiednia ilość wody w odpowiednim czasie. Wówczas mówimy np. o 2 tonach pszenicy, gdzie jest to wielkość straty w granicach 80%. Innym razem przy niesprzyjających warunkach dochodzi do utraty plonów o wielkości 30%. Jeśli mówimy o suszy, to najczęściej te straty są rzędu 50-70% utraty plonu. Są to olbrzymie straty nie tylko związane z utratą masy, ale też jakości wytworzonego produktu. Dla przykładu rzepak w tym roku plonował mniej niż w innych latach, ale za to jego parametry - zaoliwienie - były bardzo dobre. Na poziomie 42-43%. Czyli ta jakość była. Czasami gdy pogoda nie sprzyja, jednak jest tak, że nie dość, że nie ma plonu, to ziarno jest bardzo pośrednie i nie posiada odpowiednich parametrów. Takie nadaje się już tylko jedynie do karmienia zwierząt.
- Nierzadkim zjawiskiem w okresie długotrwałych upałów i suszy jest występowanie nagłych, gwałtownych, zazwyczaj trwających krótką chwilę, intensywnych opadów deszczu. Czy taki rodzaj opadu, może negatywnie wpływać na rośliny i ich nasiona?
- Oczywiście jest to bardzo szkodliwe zjawisko. W tym roku w Dubaju spadło jednego dnia chyba 159 litrów wody na m2. Nie trzeba jednak patrzeć tak daleko. Już o tym wspominałem, że u nas w ostatnich dwóch dniach maja spadło 90 litrów wody na m2. Na płaskim terenie, ta woda może jeszcze gdzieś zostać. Jednak na terenie, gdzie występowały pagórki dochodziło do sporej erozji wodnej i spłukania wszystkiego w doły, w których powstały olbrzymie rowy. Wszystko zostało zmyte z góry i zamulone na dole pól. Dla lekkich gleb taki opad jest korzystny. Ale w niektórych miejscach dochodzi do takiego zagęszczenia gruntu, że brakuje w nich kanalików, dżdżownic i tym samym kapilacja wody jest zachwiana. Przy intensywnych opadach deszcz zamiast wsiąkać w grunt, gdzieś spływa wypłukując m.in. nawozy , środki ochrony roślin co w konsekwencji skutkuje również ich wysoką zawartością w rzekach.
- Na jakie wsparcie mogą liczyć rolnicy ze strony państwa w kontekście chociażby występowania suszy?
- Pomoc państwa w takich przypadkach jest niewystarczająca. Jest ona tak zawiła i skomplikowana. Utrata dochodu rolnika musi wynosić 30%. Trzeba jednak pamiętać, że dochód rolnika, wynika nie tylko z uprawy pola, ale też z produkcji zwierzęcej, która w tym przypadku może nie ucierpieć, ale rolnik finalnie nie dostaje tych pieniędzy, bo jego dochód z gospodarstwa nie spadł poniżej tych 30%. Te dwie gałęzie produkcji powinny być od siebie oddzielone. Rolnictwo jako produkcja roślinna jest czymś zupełnie innym. Rolnicy odnoszą często takie wrażenie, że te dotacje są tak skonstruowane, aby rolnik ich nie dostał lub też, żeby mogła się na nie załapać jedynie sporadyczna, niewielka ilość rolników, którzy ucierpieli z powodu suszy.
- Jakie są Pana obawy dotyczące rolnictwa w obliczu zmian klimatycznych?
- Dojdzie do tego, że będziemy siać jakieś bardzo „ciekawe” rośliny, a na nasze dochody będziemy patrzeć i analizować je z punktu widzenia rządu. Czyli ile nam rząd dołoży, tyle będzie naszego zysku z hektara. Istnieją też duże obawy o środowisko wynikające z błędnych i niemądrych decyzji naszych polityków. Mogą one doprowadzić do tego, że nie będziemy mogli uprawiać danej rośliny, ponieważ zostaną nam odebrane argumenty i instrumenty umożliwiające wyprodukowanie w miarę optymalnych warunkach danej rośliny.
- Czy zmiany klimatyczne wypłyną na jakość danych produktów? W takim sensie, że w przyszłości mąka już nie będzie tą samą mąką co dziś, a chleb będzie smakował inaczej?
- Oczywiście, że tak może być. Będziemy do chleba dodawać bardzo wiele innych składników, które polepszają, poprawiają itd. Proszę pozwolić, że posłużę się chociażby przykładem piwa. Powinno mieć ono trzy składniki, a dziś jak przeczytamy etykietę, to widzimy, iż tych substratów jest tak dużo, że ten napój nie jest już tym samym napojem co 20 lat temu. Podobnie może być z innymi produktami.
- Dziękuję za rozmowę.
Napisz komentarz
Komentarze