Szczegóły w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 10 maja - e-wydanie dostępne tutaj.
Oto kolejna historia budująca wiarę, że są jeszcze ludzie, którzy nie miną obojętnie bliźniego w sytuacji zagrożenia życia. Znów jej bohaterem jest strażak z krapkowickiej jednostki. Mateusz Szczepaniak jechał do pracy, gdy zauważył na ruchliwej drodze zakrwawionego mężczyznę. Zanim on zareagował, człowiek ten przeszedł ok. 2 km… Nikt się nie zatrzymał.
Niecałe cztery miesiące temu (w styczniu br.) opisywaliśmy na łamach „Tygodnika Krapkowickiego” bohaterskie działanie strażaka z krapkowickiej komendy Państwowej Straży Pożarnej, który wracając ze służby, zauważył w oddali dym i pojechał szukać, gdzie się pali. Finał był taki, że ewakuował z płonącego budynku 6 osób i psa… W minionym tygodniu miało miejsce kolejne zdarzenie, w którym wzorową postawą obywatelską wykazał się kolejny strażak z tutejszej jednostki.
Zdarzenia, o których mowa, rozegrały się wczesnym rankiem 5 maja. Starszy strażak Mateusz Szczepaniak właśnie wyjechał ze swojego domu w Gliwicach do pracy: czyli do komendy PSP w Krapkowicach. Na drodze wyjazdowej z aglomeracji dostrzegł chwiejnie idącą postać, która zataczała się. Mijając ją – jak mówi – dostrzegł, że człowiek ten jest zakrwawiony. Zawrócił samochód i zatrzymał się, podejmując rozmowę.
- Wyglądało to źle, bo mężczyzna ten miał mocno zakrwawioną głowę i twarz, a także przedramiona – relacjonuje starszy strażak Szczepaniak. - Jak sam przyznał, usiłował się zabić. Najpierw próbował podciąć sobie żyły, a potem zadawał sobie ciosy nożem w głowę… Mówił, że chce skończyć ze sobą, bo nie ma po co żyć, prawdopodobnie szedł, by próbować dalej: myślę, że gdybym go nie zatrzymał, może rzuciłby się pod samochód albo z mostu. Był w bardzo złym stanie psychicznym i fizycznym.
Szczegóły w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 10 maja - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze