Obyczaj odwiedzin Dzieciątka ukształtowała regionalna tradycja. Ślązacy są z niego dumni i nie ma mowy, aby prezenty przyniósł Mikołaj czy Aniołek. Dzieciątko to przecież nowonarodzony mały Jezus Chrystus. Ma to głęboki sens wywodzący się z wiary katolickiej: przecież zgodnie z jej przesłaniem przysłanie Syna Bożego, by narodził się pośród ludzi w ubogiej stajence, oznacza dla ludzi wierzących nadzieję na zbawienie i życie wieczne w niebie. To wielki niematerialny dar, jaki niesie ze sobą Dzieciątko. Małe prezenty, jakimi obdarowujemy się pod choinką, naśladują go, dlatego Ślązacy tak kochają i adorują Dzieciątko. Ludzie, którzy kupują podarki, pakują je w ozdobny papier i układają pod zielonym drzewkiem, ale są tylko pośrednikami, działają w jego imieniu… Towarzyszy temu cały rytuał. Dzieciątko może przybyć dopiero, gdy kolacja wigilijna zostanie zjedzona, na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka i odśpiewane zostaną kolędy. W wielu domach otwiera się też okno, no bo jak Dzieciątko ma wejść do środka?
Zwyczajów typowych i charakterystycznych tylko dla Śląska jest więcej. Mówi się, że „jakiś we Wilijo, takiś cołki rok”. Nie wolno się kłócić ani lenić, dzieci muszą być wyjątkowo grzeczne i posłuszne. Wszyscy bardzo uważają, aby postępować dobrze, lepiej nie ryzykować. W wielu śląskich domach wciąż pamięta się też, aby przy patroszeniu karpia odłożyć kilka łusek na szczęście i włożyć je do portfela. Ma to zapewnić dostatek na kolejny rok. Przy choince musi oczywiście stać też „betlyjka”, a w adwencie adwentkranz, czyli wieniec adwentowy, na którym co niedzielę zapalamy kolejną świeczkę. Długo można by też mówić o wigilijnym śląskim jadłospisie (jest zróżnicowany lokalnie), ale nie to jest tematem tego artykułu…
Uwaga! To tylko fragment artykułu. Zanim skomentujesz przeczytaj całość w aktualnym wydaniu Tygodnika Krapkowickiego z 20 grudnia - e-wydanie dostępne tutaj.
Napisz komentarz
Komentarze